*O godzinie 18:00 Błędny Rycerz podwiózł Jacoba pod bramę zamku. Konduktor przy pomocy zaklęcia wypakował jego kufry z busa. Nie było tego dużo. Z zawieszonej na szyi dziwnej maszynie wydrukował chłopakowi paragon. Cena niczego sobie, ale co zrobić. Jacob dał przewoźnikowi 2 galeony i 3 sykle i wysiadł z autobusu. Przy bramie czekała na niego już jego opiekunka - Nereida Carft. Zdjąwszy zaklęcia z bramy Lumosa, Puchon przekroczył próg bramy. Nie zdążył się nawet obrócić, a profesor Carft już rzuciła wszystkie zdjęte wcześniej zaklęcia. Wraz z nią udał się do pokoju wspólnego Puchonów.*
*Po pouczeniach nauczycielki zaklęć, Jacob nie czekał ani chwili, tylko wpadł do dormitorium chłopców i złapawszy plecak, pobiegł na piątkowe zajęcia.*
***
*Sobotni poranek był piękny. Przez okno przedzierały się promienie słoneczne, które go ogrzewały. Był tak zmęczony, że nie otworzył oczów po przebudzeniu. Wręcz przeciwnie - ponownie pogrążył się w śnie.*
*Wchodził do Wielkiej Sali. Jej czekoladowe drzwi otworzyły się same. W środku dostrzegł, że cztery stoły domów, stół nauczycielski i wszystko pozostałe zrobione jest z czekolady. Usiadł przy stole Puchonów. Każdy puchar przypominał swoim wyglądem czarkę Helgi Hufflepuff. Wziął ją do ręki i nadgryzł. Nagle cała sala - ściany, stoły, krzesła, zastawa - zaczęła się topić. Jacob tonął w kilogramach stopionej czekolady. Strasznie go parzyła, nagrzewając się coraz bardziej.*
*Obudził się zlany potem w swoim łóżku. Słońce padało na całe jego łóżko, niemiłosiernie ogrzewając go. Wyskoczył spod kołdry w bokserkach. Nawet nie chciał myśleć o tym, ile ma do nadrobienia przez ponad tydzień swojej nieobecności w szkole. Nie pamiętał też dlaczego trafił do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga na oddział Urazów Pozaklęciowych. Na jego nieszczęście spadł przez to w Rankingu Uczniów. Schylił się i zajrzał pod łóżko. Wyjął spod niego swój dziennik, w którym dawno nic nie pisał i rzucił je na łóżko. Rozejrzał się dookoła w celu zlokalizowania swojego pióra niepotrzebującego atramentu. Zabrał je z biurka i usiadł na łóżku na kołdrze, otwierając dziennik...*
***
Ogólnie duża czarna dziura (pozdrowienia dla profesora Sullivana) z kilku ostatnich dni. Pamiętam tylko, że wraz z Behati ćwiczyliśmy jakieś nowe zaklęcie, które znaleźliśmy w Standardowej Księdze Zaklęć (Stopień 3). A potem obudziłem się już w Szpitalu. Na około wielu uzdrowicieli. Trochę się przeraziłem wtedy, ale po pierwszym szoku już było dobrze. Poleżałem kilka dni i wypuścili mnie. Do szkoły wróciłem wczoraj i nie odpoczywając od razu poszedłem na lekcje.
Transmutacja jak to transmutacja, zleciała szybko. Kilku rzeczy się nauczyłem. Te rodzaje transmutacji są strasznie pokręcone. No i moje minus pięć punktów za spanie na lekcji... Kolejna lekcja odbyła się na wieży wschodniej - wróżbiarstwo. Szkoda, że pani dyrektor siedziała na lekcji, a lekcji nie było. Profesor Lenghton była nieobecna. Szkoda tylko, że ani pani dyrektor, ani nikt inny nie raczył z nami nic zrobić. To był pierwszy moment, kiedy zacząłem zastanawiać się nad zapisaniem się do innej szkoły. Zobaczymy jak to dalej będzie, bo nie zamierzam marnować się gdzieś, gdzie nie będą odbywać się lekcje, kiedy profesorowie w Wielkiej Sali są wolni, a dyrekcja siedzi w sali i nic z tym nie robi. Zresztą odnoszę wrażenie, że trochę się zmieniło. No ale cóż... Wczoraj odbyła się też dodatkowa lekcja Magicznych Stworzeń, na których mieliśmy praktykę odgnamiania. Fascynujące małe stworzonka. Pomyśleć, że tak łatwo się ich pozbyć.
Szkoda tylko, że spadłem w Rankingu Ucznia. Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze nadrobić. Całe szczęście Hufflepuff ciągle prowadził w Rankingu Domów, a to jest priorytetem.
Ostatnio wysłałem też dwie sowy do dwóch większych szkół w Świecie Magii na posadę profesora Historii Magii. Wielkich szans chyba nie mam, jednak sądzę, że warto próbować. Najwyżej mi się nie uda. Trudno. Będę próbował dalej.
Warto wspomnieć też, że od niedawna nauczam tego przedmiotu w Noxtrum. Szkoła chyba niezbyt znacząca, jednak gdzieś trzeba zacząć.