wtorek, 20 marca 2012

Zakurzony dzienniczek

*Chłopak z nawału lekcji nie miał ostatnio czasu, aby w ogóle otworzyć swój dziennik i cokolwiek w nim napisać. Może to też dlatego, że nie wiele się działo? W każdym bądź razie w końcu zebrał się w sobie i zaczął go szukać. Znalazł go dopiero po trzynastu minutach poszukiwań i to w dodatku pod swoim łóżkiem. "Przepraszam" - powiedział do niego. Wziął swoje pióro nie potrzebujące atramentu i zasiadł po turecku na łóżku Chace. Było mu coś niewygodnie, więc sięgnął ręką pod tyłek, spod którego wyciągnął bokserki swojego kolegi. Odrzucił je na bok i otworzył dziennik...*

Porażka. Zero czasu na napisanie czegokolwiek. Masa prac domowych, dodatkowych i konkursów. Zaczynam się już nie wyrabiać ze wszystkim. W sobotę odbyła się pierwsza Wojna Płci. Niestety nie wiadomo nic na temat wyników. Kiedy, co, jak? Może zapytam o to wujka... Oczywiście dowcipu szkolnego też nie wysłałem. Troszkę mi się zapomniało. A szkoda. Aczkolwiek jak przeczytałem dowcip Any o Zgredku, to powalił mnie na ziemię i nie mogłem przestać się śmiać. Gdyby Julka nie ogarnęła mnie, pewnie wtoczyłbym się do kominka.

Kilka lekcji za mną, niestety niektóre ominąłem. Na szczęście z tego co wiem, na czwartkowej lekcji Astronomii nie było nikogo, więc nie ma co żałować. W ogóle ostatnio mało kto chodzi na lekcje. O piątku pisałem ostatnio, więc daruję sobie dzisiaj. Ach... Ta kartkówka z Wróżbiarstwa i tego nudnego tematu... W niedzielę odbyły się zajęcia dodatkowe - Pojedynki oraz Językoznawstwo. Oczywiście nie było mnie ani na jednym, ani na drugim. Pojedynki jeszcze przeżyję, ale Języki nie. Na szczęście załatwiłem sobie notatki. Muszę wziąć się też za przepisywanie wszystkiego w zeszyty, bo od piątkowych lekcji mam jeszcze zaległości z zeszłego tygodnia. Nie wiem jak to wszystko zrobię.

Niestety wczorajsze lekcje Latania z profesor Cahill nie odbyły się. Mieliśmy zastępstwo z profesorem Farrowem, który niezbyt chyba ogarnia wszystkie zasady. Do tego  ten nadęty drugoklasista z Gryffindoru zaczął obrażać Behati i całą klasę pierwszą. Na szczęście i z nim zrobiło się porządek. Druga lekcja z Zaklęć i Uroków niestety znów zleciała mi nudno.

Dzisiaj było spoko. Latanie bardzo ciekawe, geneza wprowadzenia znicza do gry. Temat bardzo mi się podobał i z łatwością sobie go przyswoiłem. Magiczne Zioła i Rośliny... Brak słów. Dziwne wytłumaczenie profesora Briana na temat zaległej lekcji. Takie masło maślane. Bez sensu. Zadał nam pracę na lekcji do zrobienia. Nie łatwa, więc trochę na niej poległem. Magiczne Stworzenia jak zawsze świetne. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad zmianą przedmiotów do klasy III. Nie sądziłem, że będzie to tak zależne od profesorów.

Sprawy towarzyskie nie mają się najgorzej. Ostatnio bardzo zżyłem się z pewną Krukonką z roku - Behati. Szalona wariatka, ale jakoś daję radę. Nowy uczeń, Vincent o ile pamiętam, też wydaje się spoko kolesiem. Na dzisiejszych lekcjach byliśmy właściwie tylko we troje. Niestety są też i tacy, którzy "podpadają", jak wspomniany wcześniej Gryfon z klasy wyżej. "Władca szkoły"... Włazi i zaczyna drzeć ryja na pierwszaków, że jesteśmy nieogarnięci. Ech, pokazał tylko swój "wysoki" poziom kulturalny i intelektualny. Przykre.

Przechodząc dzisiaj obok tablicy ogłoszeń wywieszonej przy Wielkiej Sali dostrzegłem też kątem oka kilka nowych ogłoszeń. Nowy profesor Obrony przed Czarną Magią, wyniki olimpiady przedmiotowej z Wywarów i Trucizn (II miejsce!). Plan lekcji uległ trochę modyfikacją, więc mamy teraz wolny czwartek. Do tego informacje na temat drugich zmagań w Wojnach Płci, przygotowaniu przez domy konkursu rocznicowego nr 5 oraz jutrzejszym dniu wagarowicza. Zapowiada się ciekawy 21 marca...

*Oczy Jacoba zamknęły się same, a całe ciało padło na łóżko Chace'a całkiem bezwładnie. Był strasznie zmęczony. Jeszcze przez chwilę Puchon zawieszony był pomiędzy snem, a rzeczywistością. Mimo świadomości snu, ciągle dochodziły do niego różne hałasy z pokoju wspólnego. W momencie, kiedy drzwi dormitorium chłopców otworzyły się, Jacob całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością i pogrążył się w bardzo przyjemnym śnie.*

sobota, 17 marca 2012

Konkursowa sobota

*Jacob cały się trząsł idąc chłodnym i ciemnym korytarzem prowadzącym do lochów, gdzie miała się zaraz odbyć Szkolna Olimpiada z Wywarów i Trucizn. Tak samo jak i na poprzedniej olimpiadzie, tak i teraz frekwencja raczej nie dopisała. Zajął miejsce jak najdalej od biurka się dało i wyjął swoje zwykłe pióro z kałamarzem. Kiedy dostał od profesora arkusz, zamoczył koniec swojego pióra w kałamarzu i zaczął go wypełniać.*

***

*Olimpiada z WiT nie sprawiła mu trudności. Popchnął dość proste drzwi i wszedł do środka. Nie był specjalnie zaskoczony widokiem. Wszędzie otaczały go ciemne płytki, a na sedesach siedzieli już Sieg, Ginny i Martin, czekając na Wojnę Płci. Puchon był trochę zbity z tropu, że wszystko odbywać miało się w łazience, no ale w końcu to Lumos... Wojna Płci zaczęła się. Szkoda tylko, że ludzie wprowadzali tak niemiłą atmosferę w łazience.*

piątek, 16 marca 2012

Skrzydło no. 2

*Jacob otworzył oczy i nie musząc się rozglądać już wiedział, gdzie się znajduje - to Skrzydło Szpitalne. Tyłek bolał go bardzo od upadku. Spojrzał na kalendarz - był szesnasty marca, więc spędził tu cały wczorajszy dzień. Oznaczało to ominęła go lekcja Astronomii z profesorem Sullivanem. Czas leciał nieubłaganie. Zbliżały się piątkowe lekcje, więc nie pytając o pozwolenie szkolnej pielęgniarki, uciekł z łóżka do swojego dormitorium, aby przeprać się w świeże ciuszki i ze swoim zaje*istym plecaczkiem powędrować na lekcje.*

***

*W sali lekcyjnej, gdzie miał transmutację, usiadł w ławce przed Behati. Profesor Adderly pochwaliła go już na samym wejściu za wspaniałą pracę domową, za którą dostał oczywiście Wybitny. Na początku lekcji został też przepytany i kolejny Wybitny na jego koncie. Jak tak dalej pójdzie, to ukończy transmutację w klasie pierwszej ze średnią 6.0. Dowiedział się też od Behati, że wczoraj na wieży astronomicznej był tylko jeden uczeń, więc lekcja się nie odbyła. Lekcja wróżbiarstwa w sumie nie przypadła chłopakowi do gustu. Niezbyt interesowały do jakieś tam różdżki saksońskie.*

***

*Puchon wybrał jasnobrązową i czarną sowę. Z kieszeni kurtki wyciągnął dwa niewielkie zwitki pergaminów i dając je brązowej sówce powiedział do niej tylko "Sandy". Sowa rozłożyła skrzydła i wyleciała z sowiarni w bliżej nieokreślonym kierunku. Z drugiej kieszeni wyjął znacznie większy stosik notatek, więc musiał je przywiązać do sowy. Kiedy już to zrobił, szepnął do niej "Anne", a ta tak samo jak jej poprzedniczka, wyleciała z sowiarni. Jacob chwilę popatrzył za nią, po czym udał się do miękkiego łóżka dormitorium chłopców.*

środa, 14 marca 2012

List od matki

*Chłopak zbudził się na godzinę przed lekcjami. Przetarł oczy zanim je otworzył i odgarnął grzywkę z czoła. Zaraz... Jaką grzywkę? Puchon zerwał się z łóżka i spojrzał w lustro wiszące pomiędzy łóżkiem Michaela i Cedrica. Jego zazwyczaj błękitne i sterczące we wszystkie strony włosy, opadały mu teraz na uszy i czoło, mając brązowy odcień. Jacob zasmucił się, że nie panuje jeszcze w pełni nad swoimi zdolnościami metamorfomagicznymi. Zamknął powieki i pokręcił głową. Kiedy je otworzył znów miał na głowie swój ulubiony krótki błękit.*

*Wracając do swojego łóżka, u jego podstaw zauważył liścik, którego nie miał siły wczoraj przeczytać.Otworzył kopertę i dostrzegł malutkie pismo matki.*

***

Jacob Tom Evans
SMiC Lumos
piwnica Hufflepuff
dormitorium chłopców

Witaj syneczku!
Na wstępie pragnę Cię przeprosić, że nie mogliśmy odpisać Ci na poprzedni list. Nie było czasu żeby dołączyć Ci go do drzewa genealogicznego. Uznaliśmy z ojcem, że czas najwyższy, abyś się o tym dowiedział.
Mam nadzieję, że u Ciebie lepiej niż u nas. Tata obecnie przebywa w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Mugna po akcji na zleconej mu przez szefa Biura Aurorów. Wiesz jak jest, Potterowi się nie odmawia. Ale nie przejmuj się, wyjdzie z tego. Lekkie zadrapania, które nie chcą się goić. Nic poważnego.
A ja? Masa papierkowej roboty. Trzeba skazać tych gnojów co zaatakowali ojca. Mam nadzieję, że członkowie Wizengamotu pójdą za mną twardą ręką i umieścimy ich w Azkabanie na wiele lat.
Ucz się dobrze, nie łap Trolli, ubieraj się ciepło i jedz dużo!
Twoi kochani rodzice
<3

***

*Jacob położył się na łóżku i przyłożył sobie list do serca. Bardzo kochał swoich rodziców. Kiedy potrzebował rodziców, byli rodzicami. Kiedy potrzebował przyjaciół, byli dla niego przyjaciółmi. W uwagi, że Wywary i Trucizny zostały dzisiaj odwołane w ostatniej chwili, Jacob postanowił dla odmiany spędzić cały dzień leżąc w łóżku. Oczywiście z przerwami na posiłki w Wielkiej Sali i potrzeby fizjologiczne.*

wtorek, 13 marca 2012

Ciężki wtorek

*Chłopak spał dzisiejszego dnia bardzo dobrze. Po przebudzeniu się i ubraniu, wymknął się dość wcześnie do Wielkiej Sali na śniadanie. Hufflepuff ciągle posiadał najwięcej kamyczków. Jacob usiadł przy swoim stole i wziął sobie kilka kanapek z sałatą, żółtym serem i rzodkiewką. Zanim zdążył wyczyścić swój talerz, przysiadła się do niego Emily, gratulując mu trzeciego miejsca w Szkolnej Olimpiadzie Mitologicznej. Dając mu buziaka w policzek, uciekła dalej do swoich kolegów z roku. Jacob dokończył śniadanie i postanowił wrócić do swojego dormitorium.*

***

*Siedząc w pokoju wspólnym w fotelu znajdującym się przy okrągłym gzymsie kominka, chłopak przysnął. Zbudził go gwar podnieconych Puchonów. Jacob wyłapał tylko pojedyncze słowa, jak Marcus, wojna, kobiety... Jego mózg nie przyswajał jeszcze informacji w pełni. Wstał z fotela i zachwiał się. Doszedł do korkowej tablicy ogłoszeń i dowiedział się o czym mówili Puchoni - Wojna Płci. Kiedy skończył czytać ogłoszenie, wpadł tylko do dormitorium po swój plecaczek wyładowany pergaminami i samopiszącym piórem i popędził na lekcje.*

***

*Po dzisiejszych zajęciach zniechęcił się nieco do Wywarów i Trucizn. Dwie lekcje w tygodniu, plus jutrzejsza trochę go przerażają. Na szczęście latanie odbyło się normalnie. Oczywiście wciąż brak profesora DeuMusa. Po lekcjach wrócił jak zawsze do swojego dormitorium, zastanawiając się, po co trzymają tu kogoś, kto tak bardzo olewa obowiązki profesorskie. Mimo dobrego snu i drzemki, była bardzo zmęczony. Na łóżku dostrzegł kopertę zaadresowaną "Jacob Tom Evans, SMiC Lumos, piwnica Hufflepuffu, dormitorium chłopców". Nie miał jednak w tej chwili siły, żeby ją przeczytać. Zamykając powieki pogrążył się w pięknym śnie...*

poniedziałek, 12 marca 2012

WTM, SOM, lekcje

*Łeb nawalał go niemiłosiernie. Wczorajsza impreza w dormitorium była naprawdę ostra. Po ogłoszeniu wyników Wielkiego Turnieju Magicznego, Jacob wraz z pozostałymi Puchonami udali się do dormitorium chłopców, gdzie razem z dziewczynami opijali zajęcie trzeciego miejsca przez Chace'a. Był to z pewnością duży sukces dla szkoły, ale także niesamowite wyróżnienie dla Hufflepuffu. Co więcej, kiedy Jacob przechodził bok Wielkiej Sali, kamyczków w klepsydrze Hufflepuffu znacznie przybyło, co dawało im znaczną przewagę nad pozostałymi. Chłopak co prawda nie przepadał za alkoholem, jednak dał się namówić na jedno... potem drugie... trzecie piwo... Ledwo widząc dostrzegł, że w ruch poszły przezroczyste płyny. Nie wiedząc kiedy, usnął leżąc obok Chace'a.*

***

*W Skrzydle Szpitalnym Jacob dostał jakiś błękitny eliksir, który wcale nie smakował źle. Ból głowy przeszedł w chwili. Kiedy wychodził ze Skrzydła, pielęgniarka pouczyła go o wpływie nadmiaru alkoholu na organizm człowieka. Chłopak obiecał sobie, że już nic nie tknie. Zanim udał się jednak do pokoju wspólnego, zahaczył jeszcze o Bibliotekę, skąd wypożyczył "Mitologię grecką i rzymską" oraz "Mitologia. Najpiękniejsze legendy". Kiedy wszedł do pokoju wspólnego zasiadł przed rozpalonym kominkiem, z którego buchało przyjemne ciepełko i otwierając książkę zaczął czytać, starając się zapamiętać jak najwięcej informacji na dzisiejszą Szkolną Olimpiadę Mitologiczną,*

***

*Lekki wiaterek rozwiewał mu włosy, kiedy szedł na środek szkolnego stadiony ku zgromadzonym uczniom i profesor Cahill. W ręku trzymał starą szkolną miotłę. Dzisiaj było trochę praktyki. Jednak Jacob był zawiedziony frekwencją, gdyż chciał rozegrać sobie meczyk. No ale chociaż poćwiczył pozycję ścigającego. Na pięć strzałów trafił tylko trzy, jednak dobre i to. Po Lataniu na miotle wraz z kolegami i koleżankami udał się do sali uroków na lekcje Zaklęć i Uroki. Trochę nudnawo. Jak dla niego, profesor Carft stosuje zbyt wiele zabawy kosztem wiedzy jaka zostaje im przekazywana podczas lekcji. Niezbyt podobała mu się więc praktyka zaklęć stałych. Magiczne Stworzenia z profesor Vanya zawsze mijały mu przyjemnie. Tak też było i dzisiejszego dnia. Leżąc na trawie pod drzewem z przyjemnością słuchał pani profesor...*

***

*Dwadzieścia minut po dwudziestej stawił się w Bibliotece na Szkolnej Olimpiadzie Mitologicznej. Test sprawił Jacobowi wiele problemów. Wiedział, że pierwszy nie będzie. W końcu w klasie pierwszej nie ma Mitów i Legend, jednak w głębi duszy miał nadzieję na chociaż brąz. Kładąc się do łóżka myślał tylko o tym, że musi jeszcze odrobić zadanie z Wywarów i Trucizn dla profesora Farrowa.*

niedziela, 11 marca 2012

Praca konkursowa, zajęcia dodatkowe

*Jacob cały wczorajszy dzień spędził na pisaniu notatek i odrabianiu Astronomii. Praca domowa zadana przez profesora Sullivana była straszna. Udało mu się nawet zrobić zadanie rozszerzone, aczkolwiek Astronomia była jedynym przedmiotem, z którego wiedział, że nie będzie miał okazji zawalczyć na ocenę Wybitną. Na szczęście z Transmutacją poszło bardzo szybko. Ba! Udało mu się nawet napisać dwa dekalogi - humorystyczny i ten właściwy. Miał nadzieję, że profesor Adderly doceni jego pracę kolejnym Wybitnym jak to zrobiła podczas oceny pracy dodatkowej. A dzięki swojej pracy konkursowej (świstoklik dostępny po lewo) był też pewien pierwszego miejsca w pierwszej rocznicowej zabawie.*

***

*Chłopak wstał dzisiejszego dnia dość późno. Wczorajsze nadrabianie strasznie go zmęczyło. Niestety do zrobienia zostały mu jeszcze notatki z Transmutacji i Wywarów i Trucizn. Istna masakra - pomyślał. Zakładając czarne spodnie na planie lekcji dostrzegł zmianę. Pod niedzielną lekcją Pojedynków pojawił się kurs Językoznawstwa. Niezbyt wiedział czym jest ów przedmiot, jednak wyczuwając możliwość zdobycia punktów, nie zamierzał go pomijać. Na szczęście wstał dziś tak późno, że nie powtórzy sytuacji sprzed tygodnia i nie prześpi dodatkowych zajęć.*

*Ubrawszy się, Jacob zasiadł na podłodze opierając się o łóżko i zaczął przepisywać swoje bazgroły w zeszyty do Transmutacji i Wywarów i Trucizn, więc do Wielkiej Sali zszedł dopiero w porze obiadowej. Po drodze doszły go słuchy, że jego konkurs zajął pierwsze miejsce wraz z pracą jakiejś Krukonki. Umocniło to Hufflepuff na pierwszej pozycji, dając również przy okazji pierwsze miejsce w Rankingu Uczniów Jacobowi.*

***

*Pojedynki wydawały się spoko, jednak kiedy Jacob dowiedział się, w jaki sposób prowadzone są te klimatyczne, zrezygnował w ich uczestniczeniu. Był bardzo niezadowolony z braku szacunku i nieznajomości tego, czym jest klimat. Lekcje Językoznawstwa prowadziła jego ulubiona nauczycielka, a zarazem opiekunka Hufflepuffu - Nereida Carft. Języki nie wydały się trudne w teorii. W praktyce to już gorzej. Jednak chłopak nie poddaje się i ma nadzieję, że jakoś podoła i temu kursowi.*

piątek, 9 marca 2012

Weekend

*Poranek w dormitorium był dość zimny mimo rozpalonego przez skrzaty domowe znajdującego się tu piecyka. Jacob długo leżał pod szachowaną kołdrą, jednak w końcu głód stał się tak silny, że musiał wstać. Przeczesał błękitne włosy dłonią i ubrał się. Przed wyjściem z dormitorium zerknął jeszcze przez okno, które wychodziło na powstały w zeszłym roku stadion quidditcha. To już dzisiaj miał odbyć się nabór do drużyny. Przechodząc przez pokój wspólny rzucił ogólne "Cześć" i wyszedł na śniadanie.*

***

*Po śniadaniu Jacob od razu wrócił do pokoju wspólnego w dobrym humorze, ponieważ Puchoni ciągle przodowali w Rankingu Domów i to prawie stu punktową przewagą. Dzisiaj mijał termin nadsyłania pracy o powstaniu szkoły. Opowiadanie było prawie ukończone. Przez noc wpadło mu nawet wiele bardzo ciekawych pomysłów. Magiczne Zioła i Rośliny oddane wczoraj, więc priorytetem po konkursie będzie astronomia, na odrobienie której miał już tylko dwa dni. No i zostanie jeszcze konkurs z Zaklęć i Uroków oraz zadanie dodatkowe z Wywarów i Trucizn. Ale akurat to nie powinno sprawić mu problemu. Lubił wymyślać opowiadania, więc nie powinien mieć z tym najmniejszego problemu. Usiadł na dywanie przed kominkiem i napisał zakończenie swojej historii o powstaniu szkoły.*


Za oknami było już ciemno. Siwy czarodziej w podeszłym wieku siedział przy stole w bibliotece przy zapalonej świecy. Zamknął dziennik i odłożył orle pióro. Wziął łyk herbaty ze szkarłatnej szklanki, przyglądając się jeszcze ciemnobrązowej okładce, na której wygrawerowane było złotymi literami „Soleil Fungus - dziennik autobiograficzny”, po czym wstał zabierając książkę ze sobą. Podążył do działu S105, gdzie pomiędzy książki wsadził swój własny dziennik autobiograficzny, a następnie udał się do swojego gabinetu, aby przekazać władzę nad szkołą kolejnym pokoleniom czarodziejów...

***

*Pięć minut po w pół do siódmej chłopak stał już pod salą lekcyjną. Tak jak i poprzednio, tak i teraz jego różdżka aż wyrywała się do rzucania zaklęć. W końcu w tym się specjalizowała. Lekcja minęła spokojnie, trochę punktów zarobionych. W sumie transmutacja nie jest taka trudna póki co. Z kolei profesor Lenghton była dzisiaj nieobecna, w związku z tym profesor Farrow próbował przeprowadzić zastępstwo. Nie czuł się chyba najlepiej, z tego co zauważył Puchon.*

*Zaraz po lekcjach Jacob pobiegł na stadion, gdzie odbywał się nabór do drużyny quidditcha Hufflepuffu. Kiedy tylko wszedł na murawę stadionu, pomachał kolegom i od razu dosiadł pierwszej miotły, jaką miał pod ręką. Szkolne wyposażenie nie było może najlepsze, ale uczucie wznoszenia się i wiatru we włosach było wspaniałe. Bardzo tęsknił za swoim Nimbusem 2001. Na początek Michael przywitał Puchonów i podzielił ich według pozycji. Oczywiście z powodu braku zawodników Jacobowi przypadła pozycja ścigającego. Jednak miał nadzieję, że to się zmieni jeszcze, gdyż nie wszyscy zainteresowani Puchoni zjawili się na spotkaniu. Chłopak miał jednak nadzieję, że w razie czego z każdym treningiem będzie coraz lepszym ścigającym. Jacob nie był zadowolony z treningu. Właściwie poza ustaleniem pozycji oraz krótkich i chaotycznych ćwiczeń nic go nie zaskoczyło. Czuł niedosyt.*

czwartek, 8 marca 2012

Wesoły czwartek

*Jacob wstał z łóżka w bardzo dobrym humorze. Składało się na to wiele rzeczy: pomysł na pracę domową z Magicznych Ziół i Roślin, końcówka pracy konkursowej o powstaniu SMiC Lumos, no i oczywiście pond stu punktowa przewaga w Rankingu Domów nad Ravenclawem, który obecnie jest na drugim miejscu. Wychodząc z łóżka chłopak ubrał się w bluzę w kolorach Hufflepuffu, jeansy i tenisówki. Wychodząc z dormitorium wsadził jeszcze różdżkę do tylnej kieszeni spodni, a przechodząc przez pokój wspólny zatrzymał się przy korkowej tablicy ogłoszeń...*


Drodzy Puchoni!


W tym roku szkolnym to ja zostałem kapitanem. Naszym skromnym celem na bieżący rok będzie wygranie Pucharu Quidditcha 
A co do tego nas zaprowadzi?
TRENINGI!
W związku z tym zapraszam wszystkich chętnych na spotkanie organizacyjne, które odbędzie się
9 marca (godzina zostanie podana jutro).  
Spotykamy się w dormitorium!
Michael Jackson,
Kapitan Drużyny.



*W drodze na śniadanie aż podskakiwał z radości. Już jutro długo wyczekiwany przez niego nabór do drużyny quidditcha. Zawsze chciał być pałkarzem, ale wątpił w to. Zapewne będzie musiał grać na pozycji ścigającego, no ale trudno. Może jak potrenuje, nie będzie taki zły? Kiedy wyszedł z korytarza kuchennego na parter, w tłumie uczniów zmierzających do Wielkiej Sali dostrzegł Behati - Krukonkę z jego roku. Pomachał jej z oddali, ale nie zauważyła tego, więc zaczął przedzierać się przez zastępy studentów. Kiedy był wystarczająco blisko, aby ją dosięgnąć, dźgnął ją różdżką w bok, a kiedy się odwróciła, wyszczerzył do niej jak zawsze zęby. Razem udali się na śniadanie do Wielkiej Sali.*


***


*Lekcja astronomii minęła bardzo szybko i pod znakiem czarnej dziury. U stóp schodów Jacob pożegnał się z Behati i skierował się do swojego pokoju wspólnego, aby w końcu ukończyć rocznicową prace konkursową i odrobić Magiczne Zioła i Rośliny. Do tego doszły jeszcze Astronomia i Wywary i Trucizny. Zaczyna się masowe zadawanie prac! - powiedział do siebie.*


*Po wejściu do dormitorium, Jacob odczuł chłód i zobaczył otwarte okno. Podszedł pod nie, aby je zamknąć. Chciał rzucić się na łóżko, jednak jego plany pokrzyżowała leżąca tam różowa koperta. Chłopak wziął ją do ręki i otworzył. Zobaczył tam cienką i pochyłą różową czcionkę na jasnoróżowej kartce. Trochę przesadzone - pomyślał. Jak się okazało, był to list od wujka Farrowa. Pewnie przyniosła go sowa, dlatego okno było otwarte.*



Nową notkę chcę!
Neo

środa, 7 marca 2012

Skrzydło Szpitalne

*Jacob obudził się następnego dnia. Głowa bolała go niemiłosiernie. Gapiąc się w sufit od razu doszedł do wniosku, że nie znajduje się w swoim dormitorium. Rozejrzał się po sali. Była ona dość duża, a po obu jej stronach znajdowały się łóżka. Niektóre były zajęte, jedno nawet osłonięte zielonym parawanem. Znajdował się w Skrzydle Szpitalnym. Na szafce nocnej przy swoim łóżku zauważył Czekoladową Żabę, Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta i jakieś eliksiry. Wiedząc czym może grozić spróbowanie Fasolek, sięgnął po czekoladową żabę. Otworzył i zanim ta uciekła, pochwycił ją i odgryzł głowę. Zastanawiał się co tu robi. Pamiętał tylko, że był wczoraj tylko na lekcji Obrony przed Czarną Magią. Potem już nic nie pamięta. Zerknął na kartę - Kirke.*

*Drzwi gabinetu znajdującego się na lewo od łóżka Jacoba odtworzyły się i wyszła z nich wysoka i zgrabna pielęgniarka. Była młoda, bardzo wysoka. Miała czarne włosy sięgające ramion i szare oczy. Wściekle czerwona szminka podkreślała jej duże usta. Podeszła do łóżka chłopaka i wzięła znajdujące się na szafce nocnej eliksiry uśmiechając się.*

- Co się właściwie stało? - zapytał Puchon zerkając jej na biust.
- Poślizgnąłeś się - rzuciła pielęgniarka. - Naprawdę nie wiem co robiła tam ta zużyta prezerwatywa.

*Rzuciwszy ostatni uśmiech w stronę chłopaka, odeszła w kierunku swojego gabinetu. Jacob nie mógł się powstrzymać, aby nie spojrzeć na jej pozbawione jakiegokolwiek cellulitu długie nogi i jędrne pośladki. Obrócił się na bok.*

***

*Jacob grzał się w fotelu przy kominku, przepisując lekcje. W końcu same tego nie zrobią. Przez nieobecność na dwóch lekcjach miał straszne zaległości. Nie wzruszała go piękna i słoneczna pogoda, nie przeszkadzał hałas w pokoju wspólnym. Liczyło się tylko nadrobienie zaległości i walka o punkty, gdyż Hufflepuff spadł na trzecie miejsce! Nie zapomniał też o konkursach, dla których nie miał wczoraj czasu. Przygnieciony stertą pergaminów wiedział, że spędzi nad tym cały dzień. Na szczęście miał dzisiaj tylko Wywary i Trucizny.*


***

Włączono opcję komentarzy dla wszystkich!

wtorek, 6 marca 2012

Wtorek przed zajęciami

*Jacob leżał na swoim łóżku w ciepłym dormitorium chłopców, odrabiając pracę domową z latania, w której miał wyrazić swoje zdanie na temat zasad gry w quidditcha. Dwa łóżka dalej drzemał Cedric, reszta już wyszła. Był bardzo z siebie zadowolony, gdyż wczoraj zdobył masę punktów na Zaklęciach i Urokach. Słysząc ciche chrapanie swojego kolegi z domu, nie mógł się skupić, więc wyszedł do pokoju wspólnego. Przekraczając drzwi oddzielające dormitorium od pokoju wspólnego, zauważył, że świecił on pustkami. Pomyślał, że pewnie wszyscy są już na śniadaniu. Usiadł w wygodnym fotelu kładąc kałamarz na stoliku i zaczął odrabiać pracę domową.*

***

*W drodze powrotnej z sowiarni postawił udać się do Wielkiej Sali w celu zjedzenia śniadania. W drodze do Sali rozmyślał o swojej pracy. Może mógł ją napisać lepiej? Może mogła być dłuższa? Nie liczył na Wybitnego, ponieważ praca nie była tak dobra jak ta z transmutacji, aczkolwiek na Powyżej Oczekiwań powinno wystarczyć. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy po przejściu przez potężne drzwi Wielkiej Sali to to, że kamyczków w klepsydrze Hufflepuffu było troszkę więcej niż u Gryfonów, co oznaczało, że jego dom prowadzi. Powędrował do stołu Puchonów i usiadł na przeciwko Emili, szczerząc do niej zęby. Wziął sobie budyń i zaczął go konsumować.*

***

*Za oknami pokoju wspólnego można było dostrzec, że słońce zaczęło już zachodzić. Wszystkie miejsca siedzące były już zajęte, więc chłopak udał się do swojego dormitorium, gdzie chciał dokończyć pisanie historii powstania szkoły. Praca była już w zaawansowanym stadium, więc wkrótce powinien ją ukończyć. Zerknął na tarczę zegarka, który wskazywał za siedem minut szóstą. Z plecaka wyciągnął plan zajęć, który dostał od swojej opiekunki domu i zerknąwszy na niego wstał, porwał plecak i wyszedł z dormitorium wsadzając plan do tylnej kieszeni spodni.*

*Z dormitorium wyszedł ze swoimi starszymi przyjaciółmi, jednak szybko się rozeszli, gdyż Biblioteka znajduje się znacznie wyżej niż Sala Uroków. Przed klasą Obrony przed Czarną Magią spotkał Annę. Mając nadzieję, że profesor DeuMus tym razem nie zapomni o swoich zajęciach, popchnął i drzwi i przepuszczając Anię w progu, wszedł zaraz za nią.*

poniedziałek, 5 marca 2012

Drzewo genealogiczne

*Puchon chciał już wracać do pokoju wspólnego, jednak zza regale z książkami, przy którym siedział, dosłyszał rozmowę, z której bez najmniejszych problemów wywnioskował, że profesor Farrow prawie odszedł z zarządu Szkoły Magii i Czarodziejstwa Lumos. W związku z tym Jacob postanowił udać się do Wielkiej Sali, gdzie zastał kłócącą się profesor Fotch z prefektem naczelnym. Ich wrzaski można było słyszeć nie wchodząc do Sali, więc Jacob przystaną tylko przy wejściu i nasłuchiwał. Nie minęło dziesięć minut, a z Wielkiej Sali szybkim krokiem wyszła zdenerwowana profesor Fotch.*

***

*Jacob ponownie siedział w bibliotece i czytał książkę zatytułowaną "Jak opiekować się Magicznym Stworzeniem", czym zainteresował się na dzisiejszej lekcji Magicznych Stworzeń. Raczej nie lubił przesiadywać w Bibliotece, jednak tutaj mógł w spokoju rozmyślać. Wczorajsza sytuacja, kiedy o mało nie zamknięto szkoły bardzo nim wstrząsnęła. Bardzo chciał zdać tę szkołę, nie jakąś inną. Pogrążony w lekturze, nie dosłyszał wcześniej pukania w szybę. Jego wzrok powędrował stronę okna, aby spróbować zlokalizować źródło hałasu i dostrzegł tam tę samą sowę, którą wysłał wczoraj do rodziców. W dziobie miała bardo duży zwinięty w rulon pergamin. Jacob otworzył okno i niepostrzeżenie wpuścił do środka sowę z pakunkiem. Wziął go od sówki i rozwinął. Na pergaminie rozrysowane było drzewo genealogiczne, jak wskazywał tytuł, rodu Hufflepuff.*

- Helga... Urien... Tristan...

*Serce zabiło mu mocniej, kiedy dojechał do Tiany i Tyberiusza Evansów. Jego dziadkowie mieli tak samo na imię. Co ciekawe, to właśnie ze strony dziadka zaczęło się rozprzestrzenianie metamorfomagii w rodzinie, którą odziedziczył kolejno ojciec, a następnie on sam. Chłopak pojechał dalej po linii i dostrzegł swojego ojca. Linia przodków matki nie była tak rozległa, jak od strony taty, aczkolwiek nie mniej szokująca. Jak się okazało, matka pochodzi od tych samych Farrowów, od których profesor Wywarów i Trucizn. Mieli jednak inne matki. Z drzewa wynika więc, że profesor Farrow jest przybranym bratem jego matki, a co za tym idzie - wujkiem Jacoba.*

*Do drzewa nie było dołączone nic więcej, więc chłopak zaczął zastanawiać się, czy drzewo to jest prawdziwe i czy przysłali mi je jego rodzice. Zamknął "Jak opiekować się Magicznym Stworzeniem" i udał się do bibliotekarki. Mimo swoich lat była to piękna kobieta. Miała kasztanowe włosy, a na jej małym nosie siedziały okulary ze srebrnymi obwódkami, przysłaniające piwne oczy.*

- Dzień dobry. W którym dziale znajdę książki dotyczące genealogi starych rodów czarodziejskich?
- G10 - rzekła, nie odrywając wzroku od książki.
- Dziękuję - rzucił i udał się do wskazanego przez bibliotekarkę regału.

*Wszedł między półki pełne najróżniejszych książek. Wiele z nich było strasznie zniszczonych, ale nie przez użytkowników, a przez swój wiek. jeździł palcem po ich grzbietach czytając tytuły. "Genealogia największych czarnoksiężników", "Drzewo genealogiczne Potterów", "Największe w dziejach rody czarodziejów". Obrócił się na pięcie i zaczął przeglądać książki z drugiej strony. Bardzo szybko trafił na tę, której szukał - "Genealogia rodów średniowiecznych - Helga Hufflepuff". Jacob wyciągnął książkę i zaczął ją wertować. Drzewo Hufflepuff znajdujące się w książce było znacznie większe od tego, które dostał. Przewracał kartki, jednak nie zauważył nikogo znajomego. Szybko doszedł do końca książki i w końcu znalazł to, czego szukał - a więc Smithowie są spokrewnieni z Helgą Hufflepuff, a co za tym idzie on sam również. Zamknął książkę, odłożył ją na miejsce i szybko skierował się do pokoju wspólnego.*

***

*Dormitorium na szczęście było puste. Jacob usiadł na swoim łóżku i przyjrzał się jeszcze raz z uwagą na przysłane mu drzewo genealogiczne. Nie mógł uwierzyć ani w to, że jest spokrewniony w pierwszej linii z samą Helgą Hufflepuff, ani w to, że do dyrektora Farrowa mógłby mówić wujku. Wyciągnął różdżkę z kieszeni jeansów i rzucił ją na łóżko. Dołożył drzewo do ściany nad łóżkiem, starając się, żeby było prosto. Wziął leżącą obok niego różdżkę i przymocował wykres do ściany. Rozpierała go wielka duma i zaszczyt, że jego potomkinią była wielka Helga Hufflepuff.*

niedziela, 4 marca 2012

Konkurs; list do rodziców

*Jacob wychodził z kuchni, trzymając w jednej ręce górę owoców. Drugą ręką machał do skrzatów domowych, szczerząc do nich zęby. Swoje kroki skierował ku swojemu dormitorium. W drodze do niego minął kilku Ślizgonów, którzy pewnie poszukiwali wejścia do swojego pokoju wspólnego. Szkoda, że nie z tej strony zamku... Wystukał poprawny rytm w odpowiednią beczułkę i zjechał do pokoju wspólnego. Stamtąd zwiał się do dormitorium chłopców, zanim Emili zdążyła zapytać go o cokolwiek. Położył owoce na łóżko obok swojego dziennika, po czym sam rzucił się na nie, odbijając się ze trzy razy. Wziął jabłko i nadgryzł je otwierając dziennik. Z nocnej szafki złapał swoje orle pióro, które wcale nie potrzebowało atramentu i zaczął je nadgryzać, zastanawiając się jak zacząć swoją pracę konkursową o historii powstania szkoły...*

***


Kraków, 23 października 1312

Kraków tego dnia był strasznie mglisty, a padająca z kłębiastych chmur mżawka nie pomagała wcale w poruszaniu się. Ulice były niemal puste. W okolicy Zamku Królewskiego na Wawelu krople deszczu przecinała ciemna, zakapturzona postać. W taką pogodę z pewnością trudno było ją dostrzec z daleka. Dochodząc do bramy zamku, spod płaszcza wysunął się cienki i długi kawałek drewna, po czym brama zajaśniała na niebiesko i otworzyła się wpuszczając tajemniczą osobę.

Istota skierowała swoje kroki w stronę Smoczej Jamy. W drodze do niej raz po raz machała różdżką, której koniec zaświecał się na fioletowo, w celu zmylenia kamer (mugolski przedmiot służący do nagrywania tego, co się dzieje, z możliwością wielokrotnego odtwarzania nagranego wcześniej filmu). Dochodząc do Jamy gość upewnił się, że nie jest śledzony i wszedł do środka.

***

*Do dormitorium wszedł Chace dziwiąc się, że wciąż tu siedzę. Kiedy zapytał mnie, dlaczego nie wybrałem się na pojedynki, spojrzałem na tarczę zegara - była siódma! Z gardła Jacoba wydał się krzyk - !@#$%. Siedząc tak na łóżku i użalając się nad ominiętą lekcją, wpadł na pomysł napisania listu do rodziców, z relacją z ostatniego tygodnia szkoły.*

***

SMiC Lumos, dn. 04 marca 2012
Cześć mamo! Cześć tato!
Lumos jest niesamowity! Naprawdę cieszę się, że zapisaliście mnie właśnie tutaj. Pierwszy tydzień minął bardzo szybko. Szkoda, że mamy tak mało zajęć. Czuję, że będę mógł pogłębić swoją wiedzę nt. wróżbiarstwa. Widać, że profesor Lenghton zna się na tym doskonale. Z tego co zaobserwowałem, interesuje się też tarotem. Mam nadzieję, że szybko dojdziemy do kartomancji.
Niestety dzisiaj ominęła mnie lekcja pojedynków. Trochę się zapisałem i straciłem poczucie czasu.

Reszta lekcji nie była najgorsza. Zarobiłem już nawet pierwsze oceny! Wybitny z Transmutacji i Zadowalający + z Wywarów i Trucizn. Jak na razie na większości lekcji mieliśmy zapoznanie się z organizacją pracy na nich, jednak już czuję, że poza wróżbiarstwem, które jest moją pasją, polubię dodatkowo latanie. Tak bardzo chciałbym się znaleźć w drużynie domu w quidditcha. Wątpię, żebyśmy zebrali sześć osób, abym mógł zagrać na pozycji pałkarza, jak zawsze trenowałem w domu, więc pewnie będę musiał zadowolić się ścigającym. Ale to też nie jest złe. W końcu całkiem nieźle strzelam. Pamiętacie, jak mówiłem Wam, że nie znoszę astronomii i nie wiem jak przeżyję te lekcje? O dziwo nie jest póki co źle. Profesor Sullivan to bardzo przyjemny gość. Jednak najbardziej wyluzowana jest chyba nasza opiekunka, profesor Carft. Wiecie, że podobno ma własną szkołę magii? To niewiarygodne! Największe luzy przewiduję na Magicznych Stworzeniach z profesor Vanyą, ale to to powinniście chyba wiedzieć, bo profesor Vanya wygląda tak, że... no że zapewne i Was uczyła. Profesor Brian wyraził chęci do stworzenia kółka przedmiotowego z Magicznych Ziół i Roślin. Szczerze powiem, że zielarstwo nie jest jednym z moich ulubionych przedmiotów, no ale może profesor Brian zmieni to u mnie tak samo jak i profesor Sullivan z astronomią.

Poznałem też już kilku fajnych ludzi z roku. Ait z Gryffindoru, dziewczyna, która powtarza rok. Całkiem rozrywkowa i szalona osoba. Beh z Ravenclawu jest bardzo miła i wydaje mi się, że nieźle się dogadujemy. Charles, również Krukon, często zasięga u mnie porad. Jako Puchonowi, ciężko mi odmówić, to oczywiste. Charles ma brata bliźniaka, który dostał przydział do Slytherinu. To chyba nie zdarza się często, aby bracia byli rozdzielani? No nie mogę też zapominać o moich przyjaciołach z domu. Julka jest ze mną na roku i nie jest zbyt zadowolona z przydziału. Mówi, że wolałaby Slytherin. We dwoje staramy się zdobywać punkty w klasie pierwszej. Reszta Puchonów jest w wyższej klasie - Chace (prefekt domu), Cedric, Michael (kapitan drużyny), Emily, Martin. Wszyscy są wspaniali.

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Do zobaczenia w maju!
Wasz ukochany syn,
Jacob

***

*List schował do ładnie zdobionej kremowej koperty i wyszedł z pokoju wspólnego porywając przy okazji bluzę Chace'a, bo wydawało mu się, że na dworze będzie trochę mroźno, a nie chciało mu się już wracać do dormitorium po swoją. Troszkę w niej tonął, ale to nic. No i nie pomylił się. Mimo rażącego w oczy zachodzącego, które powodowało, że niebo mieniło się różnymi kolorami, było dość zimno. Na szczęście sowiarnia nie stała daleko od szkoły, więc Jacob doszedł do niej w dwie minuty. Sowiarnia była bardzo wysoka, okrągła i bardzo przewiewna. Na ścianach siedziało pełno sów, a po podłodze walały się same kupy. Wybrałem zadbaną brązową sówkę i podałem jej list w dzióbek szepcząc do niej: Zanieść to do moich rodziców... i uważaj na siebie.*

sobota, 3 marca 2012

Pierwszy tydzień; zebranie domu

*Mimo późnej pory, Jacob postanowił wyjść na błonia w celu przewietrzenia się. Był nieco zdenerwowany sytuacją, która zaszła na zebraniu domu. Bardzo marzyło mu się zostanie prefektem domu, jednak opiekunka nie wybrała go na prefekta. No ale nie się co dziwić. W końcu Jacob jest tylko uczniem klasy pierwszej. W sumie nie spodziewał się niczego innego, jednak i tak był strasznie zawiedziony. Zatrzymał się przed jeziorem. Podniósł kamień leżący obok lewego buta i cisnął nim w gładką taflę jeziora, którą rozświetlał wysoko zawieszony księżyc. Siadł przy nim po turecku, wyjął swój dziennik i swój nowy zakup, pióro nie potrzebujące atramentu i zaczął bazgrać...*

***

Pierwszy tydzień minął całkiem spokojnie. Lekcje jedne ciekawsze, drugie mniej.

Pierwszą lekcją w tym roku szkolnym było latanie, które od samego początku już bardzo mi się spodobało, mimo samej lekcji organizacyjnej. Być może na moją decyzje wpłynęło również to, że w tygodniu mamy dwie lekcje latania - teoretyczną i praktyczną. Ach, już nie mogę się doczekać, aby dosiąść miotły i odbić się od ziemi. Dać ponieść się wiatru... Lekcje spoko, bardzo mi się podobały, nie mam na co narzekać. Irytująca lekko było tylko Julka, ale jakoś to przeżyłem. profesor Cahill- opiekunka Ravenclawu, wydaje się być osobą konsekwentną w swoich działaniach.

Zaklęcia i Uroki były nie mniej ciekawe. Tym bardziej, że z opiekunem domu. Profesor Carft jest bardzo wesołą nauczycielką. Jej porównania i podejście do przedmiotu na wielu twarzach wywołały chyba uśmiech. Przedmiot jak najbardziej pozytywny.

Ostatnią poniedziałkową lekcją były Magiczne Stworzenia z profesor Vanya, na którą jak już się zorientowałem, wołają Wanna. Co prawda lekcja tylko organizacyjna, aczkolwiek wydaje się, że będzie to przedmiot dość łatwy i luźny.

Niestety wtorek nie zaczął się fajnie. Profesor DeuMus nie przybył na lekcje, co skutkowało zastępstwem. Zamiast Obrony przed Czarną Magią mieliśmy Wywary i Trucizny. 25 minut zapoznawania się z regulaminem i rozmawiania w ponurym lochu ze znajomymi. Lekcja niezbyt ciekawa, no ale co poradzić.

Praktyczna lekcja latania była niesamowita! Nauczyliśmy się dosiadać miotły (czyt. ustawiać ICeQ 5.05 i autozmianę) i omówiliśmy pozycję szukającego. Mam nadzieję, że za tydzień skończymy zawodników, aby za dwa tygodnie zagrać!

Magiczne Zioła i Rośliny raczej nudne w tym tygodniu. Sama lekcja organizacyjna. No ale może profesor Brian zrobi nam kółko z zielarstwa. Im więcej zajęć, tym więcej punktów.

Środowe Wywary i Trucizny już podobały mi się bardziej, niż te wtorkowe. W końcu jakaś normalna lekcja. Co prawda w większości był to monolog profesora, no ale już jakaś wiedza jest wchłonięta. Widać, że profesor Farrow wie, co wykłada.

Czwartkowa astronomia w sumie mnie lekko zszokowała. Po doświadczeniach z tym przedmiotem sądziłem, że nie będzie on należał do moich ulubionych. Po lekcji z profesorem Sullivanem nieco mi się zmieniło. A nawiasem mówiąc, profesor Sullvian nie wydaje się być tak ostry, jak to się mówi.

W piątek zaczęliśmy transmutacją. Różdżka aż rwała mi się do rzucania tego rodzaju czarów. Początkowo trochę gorąco, no ale nie ma co się dziwić. Ciągłe rzucanie "xD" przez profesor Adderly i mnie doprowadzało mnie do szału.

Ostatnią lekcją w tym tygodniu było wróżbiarstwo. To chyba będzie mój ulubiony przedmiot, który z pewnością będę kontynuował w klasie trzeciej. Ba! Mam nawet ochotę iść na profil wróżbiarski. Klasa pierwsza, w odróżnieniu od starszych uczniów, miała lekcje z profesor Lenghton. Nauczycielka bardzo wyluzowana, z pasją. Co prawda początkowo nic ciekawego, jednak mam nadzieję, że będzie lepiej na kolejnych zajęciach.

Najciekawsza lekcja: Latanie
Najzabawniejsza lekcja: Zaklęcia i Uroki
Najnudniejsza lekcja: Magiczne Zioła i Rośliny
Najluźniejsza lekcja: Magiczne Stworzenia
Najostrzejsza lekcja: Transmutacja

***

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie moment - zebranie domu, na którym miało się odbyć wybranie prefekta domu i kapitana drużyny quidditcha. Zebranie rozpoczęło się tak, jak to zostało napisane na pergaminie przypiętym do korkowej tablicy w pokoju wspólnym, o 19:45. Tłumów to nie było, ale to tylko na moją korzyść. Właściwie z mojego roku byłem tylko ja i Julka. Z klasy drugiej Michael, Martin, Chace i Emily. Brakowało tylko Cedrica. Ustaliliśmy prefektów i kapitanów. Pogadaliśmy trochę o quidditchu, zdobywaniu punktów, regulaminami... Takie tam pierdółki, wiecie. Ogólnie chyba na lepszego opiekuna trafić nie mogliśmy. A i Puchoni są świetni.

***

*Ze strony zamku dobiegł go znajomy głos. Rozpoznał go - był to głos jego opiekunki domu, profesor Carft. Jacob szybko wrzucił dziennik i pióro do plecaka, po czym wstał i obserwował zbliżającą się postać profesor Carft, która wrzeszczała na całe błonia. Chłopak był na siebie bardzo kur*iony o to, że wyszedł o tak późnej porze i do tego dał się przyłapać opiekunowi domu! Kiedy profesor Carft była już na tyle blisko, że Puchon mógł dostrzec wyraz jej twarzy, odważył się spojrzeć jej prosto w oczy i ku jego zdumieniu, uśmiechała się. Profesor Carft tłumaczyła się, że pomyliła mnie z pewnym Ślizgonem z trzeciej klasy, który lubi tu i ówdzie zabawiać się ze swoimi koleżankami. Opiekunka nakazała uczniowi natychmiast wracać do dormitorium. Chłopak nie widział powodu, żeby wdawać się w nią w rozmowę, więc czym prędzej udał się w kierunku zamku, czując na plecach jej spojrzenie.*

piątek, 2 marca 2012

Podróż do szkoły i Ceremonia Przydziału

*Schody wieży astronomicznej były strasznie strome. Aż strach było po nich schodzić. U dołu schodów pożegnałem się z Beh, szczerząc się do niej jak zawsze. Moje dormitorium znajdowało się niestety w przeciwnym kierunku niż wieża Ravenclawu. Dzień był dzisiaj dość chłodny. Minął w końcu pierwszy tydzień zajęć. Jutro zebranie domu, pojutrze Pojedynki. Wchodząc do pokoju wspólnego minąłem się z Chacem i Cedrikiem, Puchonami ze starszej klasy. Pomyślałem, że pewnie znowu idą rwać Ślizgonki. Rzucił plecak na łóżko, na które sam również się wdrapał. Usiadł po turecku i wyciągnął dziennik. Z nocnego stolika wziął kałamarz i pióro i otworzył pamiętnik.*

***

Tak jak mi poradził tata, na peron numer 9 i 3/4 przybyłem znacznie wcześniej. Zielona lokomotywa już stałą na swoim torze, buchając kłębami dymu. Zająłem swoje miejsce w całkowicie wolnym przedziale. Dzięki temu nie musiałem przeciskać się przez tłumy ludzi, jak to podobno zwykło bywać przed samym odjazdem. Pomachałem tacie przez okno i otworzyłem stare numery Ofineusa, gazetki szkolnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Lumos. W sumie szkoda, że już nie piszą. Ostatnio w Świecie Magii nie ma czego prenumerować nawet.

***

Na chwilę przed odjazdem w moim przedziale zrobiło się trochę tłoczno. Łącznie siadała nas już tu szóstka. Na szczęście jeden z pierwszoroczniaków przeszedł do innego przedziału, więc prócz mnie w przedziale znajdowały się dwie dziewczyny, z czego jedna z nich (o ile dobrze pamiętam) już trzeci tar będzie powtarzać klasę oraz dwójka braci bliźniaków. Podróż zleciała nam na rozmowach, śmiechach i rozmyślaniach do jakiego domu trafimy.

***

Nim się obejrzałem, pociąg szarpnął trzykrotnie i zatrzymał się. Za oknem dostrzegłem tabliczkę z napisem HOGSAMEADE. Przebrani już w czarne szaty wyszliśmy na stację, gdzie przywitał nas wicedyrektor szkoły i jakaś kobieta, przy której stał dość wysoki i przystojny uczeń, na którego patrzyła większość dziewcząt. Jak się okazało, kobieta ta była profesorem w szkole – wykładała Numerologię, a ten przystojny chłopak to prefekt naczelny – obecnie uczeń trzeciej klasy domu Salazara Slytherina. To właśnie za nimi udała się pierwsza klasa.

Droga nie była długa i szybko się zorientowałem, że szliśmy w kierunku jeziora. Kiedy już doszliśmy, każdy z nasz wszedł do łodzi, która mieściła w sobie piątkę osób. Do każdej z nich przymocowana była lampa, a same łodzie poruszały się bez żadnego napędu. Noc była cicha (którą od czasu do czasu rozrywało jakieś wycie) i piękna. Księżyc był w pełni i rysował na tafli ciemnego jeziora drogę od brzegu aż do zamku. Niestety nie udało mi się dowiedzieć jak nazywa się pani profesor, ale razem z prefektem dostarczyli nam masę rozrywki.

Dobiliśmy do brzegu w tym samym czasie, kiedy powozy starszych klas dojechały na miejsce, więc przez bramę zamku przechodziliśmy wszyscy razem. Kiedy doszliśmy do ogromnych wrót zamku, profesor Farrow (tak nazywa się wicedyrektor) stuknął w nie różdżką. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wcale się nie otworzyły, a stały się przezroczyste przepuszczając kolejnych uczniów, jakby wcale ich tam nie było.

W twarz buchnęło mi ciepło, jakie panowało w zamku. Profesorowie szybko się ulotnili, więc teraz prowadził nas już tylko prefekt naczelny. Kątem oka dojrzałem, jak Ait szepcze z jakąś nieznaną mi dziewczyną (co ciekawe, była to dziewczyna z I klasy, jednak miała już swój przydział - Slytherin; pewnie kibel i stąd się znają), po czym wskazała w kierunku naczelnego. Zrozumiałem, że obgadują go. Pewnie wpadł im w oko.

W końcu doszliśmy do Wielkiej Sali. Była znacznie większa, niż sobie wyobrażałem. Sklepienie było wysokie, ciemne i rozgwieżdżone, jakby wcale go ta nie było. Przy czterech stołach siedziało już kilku uczniów klas starszych. Na przeciwko od wejścia, pod ścianą, znajdował się długi stół nauczycielski, a przed nim podest na przemówienia ze srebrną sową oraz taborecik z jakimś wyświechtanym kapelutkiem. To pewnie była ta słynna Tiara Przydziału. Kiedy naczelny zatrzymał naszą grupę, Tiara przemówiła:

Czymże są magia i czarnoksięstwo,
Gdy cnót nie poprze ich koalicja?
Jeśli nie wesprą ich praca, męstwo,
Bystrość, ambicja?

Kiedy u naszej szkoły zarania
Czworo ją magów na błoniu stawia,
Każde ku innej cnocie się skłania,
Inną wysławia.

Śliczna Hufflepuff wytrwałość chwali
I pracę ciężką szanuje wielce;
Dzielny Gryffindor – nerwy ze stali
I mężne serce;

Zmyślna Ravenclaw sławi intelekt,
Umysł otwarty, w zagadkach biegłość;
Chytry Slytherin ceni fortele,
Spryt i przebiegłość.

Jeśli spytacie, kto, moi mili,
Miał rację z czworga założycieli,
To ja odpowiedź dam wam w tej chwili,
Że wszyscy mieli.

Więc nim do domów wnet was przydzielę,
Które mi wskażą wasze zdolności,
Tę wam wskazówkę dać się ośmielę:
Siła w jedności!

A gdy nadejdzie godzina próby,
Niech każdy wspomni na Lumos luby
Wiedząc, że swary wiodą do zguby,
Jedność do chluby!

Po gromkich oklaskach nastąpiło przydzielanie nas do domu. Było to dla mnie strasznie stresujące. Nie chciałem trafić ani do Gryffindoru, ani do Ravenclawu, a już na pewno nie do Slytherinu. Marzył mi się Hufflepuff, w którym był też mój ojciec. Dyrektor wywoływał po kolei uczniów... Ait trafiła do Gryffindoru, a Beh do Ravenclawu. Rozpoznałem również bliźniaków siedzących z nami w przedziale Lumos Express - Charles (Ravenclaw) oraz Colin (Slytherin). Swoją drogą... Chyba nie często rozdziela się rodzeństwo, tym bardziej bliźniacze? No i nadeszła moja kolej. Oczywiście byłem tak zestresowany, że aż się potknąłem idąc w kierunku taborecika, no ale w końcu udało mi się na nim usiąść. Profesor założył mi na głowę Tiarę, a serce zaczęło walić mi jeszcze mocniej. Z daleko dało się dostrzec, że cały się trząsłem. Aż w końcu usłyszałem to, co tak bardzo chciałem - HUFFLEPUFF!

***

Po wszystkim dyrekcja przekazała nam garść informacji, aż w końcu można było najeść się do syta i powędrować do...

***

*ZzzZzzZzz*

czwartek, 1 marca 2012

List i Ulica Pokątna

*Po lekcjach wrócił do swojego pokoju wspólnego zaraz po lekcji Astronomii. Nie ma to jak z najwyższego punku w zamku schodzić do najniższego... Niezbyt lubił drogę do niego – ciemno, ponuro… Jacob nienawidził takich miejsc. Kiedy doszedł do beczułek, wystukał co wystukać miał. Jednak z beczek otworzyła się. Tunel był na tyle mały, że Jacob musiał się w nim poruszać na czworaka. Kiedy w końcu dotarł do końca, jego oczom ukazał się niewielki pokój wspólny w kolorze ziemistym z nisko umieszczonym sufitem. Wszędzie dookoła znajdowały się rośliny. Usiadłszy w jednym z miedzianych foteli przy kominku, wyjął swój dziennik w żółto-czarne paski z plecaka, kałamarz i pióro i opuszczając się w fotelu zaczął pisać…*

***

Rodzice nie ukrywali przede mną magicznego pochodzenia. Nie chcieli, abym w momencie pójścia  do szkoły był całkiem zielony jak jakiś mugolak. I jestem im za to całkowicie wdzięczny! Widza ta temat magicznego świata z pewnością pomoże mi teraz w szkole. 

19 lutego 2012 był chyba najwspanialszym dniem w moim życiu! Na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego w Szkole Magii i Czarodziejstwa Lumos dostałem list ze szkoły, informujący mnie o przyjęciu do niej! Czułem niesamowite podniecenie, chociaż nie w spodniach, jednak było to podniecenie! Skakałem z radości, kiedy zobaczyłem zaadresowaną do mnie kopertę z herbem Lumosa. W mgnieniu oka rozdarłem kopertę i przeczytałem list.

Moje podniecenie sięgało zenitu. Szkoda mi było tylko, że nie można było mieć własnej miotły. Taki Nimbus 2001 to marzenie. Jeszcze tego samego dnia chciałem dostać się na Ulicę Pokątną w celu zrobienia wszelkich zakupów. Niestety rodzice nie zgodzili się na to. Za to udało mi się wynegocjować podróż na Pokątną za pomocą Błędnego Rycerza, a to już coś. Normalnie pewnie przetransportowalibyśmy się siecią Fiuu, ale skończył się nam proszek.

***

Ulica Pokątna jak zawsze była niesamowicie zatłoczona. Najpierw swoje kroki skierowaliśmy do Banku Gringotta. W końcu za coś trzeba wszystko kupić. Na szczęście z kasą nie mieliśmy problemów, byliśmy dość zamożną rodziną. Niczego nam nie brakowało. Rodzice wzięli ode mnie listę i powiedzieli, że kupią mi potrzebne rzeczy do szkoły, a ja sam skierowałem się ku sklepowi Ollivandera. W końcu różdżkę muszę kupić osobiście. 

Sklep był niesamowity. Nigdy w życiu nie widziałem tylu różdżek w jednym miejscu. Za ladą stał człowiek w podeszłym wieku. Spojrzał na mnie i nic nie mówiąc zniknął na zapleczu. Nie minęło pięć sekund i wrócił. Podał mi różdżkę, machnąłem. Nic się nie wydarzyło. Ollivander odebrał mi różdżkę z krótkim „nie” i ponownie zniknął na zapleczu. Wrócił z piękną różdżką. Ująłem ją w dłoń i machnąłem. Kilka najbliższych półek z różdżkami wyleciało ze swoich miejsc. Nie zdążyłem mrugnąć okiem, a już byłem pozbawiony cudownej, czarnej różdżki. Ollivander po raz trzeci wcisnął mi w dłoń różdżkę. Poczułem niesamowite ciepło bijące od niej. Wspaniałe uczucie. Tak, to zdecydowanie moja różdżka - jodła, włókno ze smoczego serca, 7 i 1/2 cala, sztywna. Idealnie nadająca się do transmutacji. Bardzo dobrze leży w ręce.

***

*Jacoba rozbolała już szyja. Zamknął dziennik, wstał z fotela, złapał plecak i udał się do swojego dormitorium. Tam rzucił plecak z dziennikiem koło łóżka, a sam położył się na łóżko. Nie miał ochoty na tworzenie notatek. Na szczęście pracę domową z Wywarów i Trucizn odrobił już wczoraj. Leżąc tak na łóżku i wpatrując się w żółtawy baldachim, rozmyślał o jutrzejszym wpisie - chciałby opisać swoje pierwsze wrażenie po przybyciu do szkoły, podróż łodziami, Ceremonię Przydziału... Nawet nie wiedział kiedy, usnął.*


Trochę o mnie...

*Mimo wczesnego ranka, lub jak kto woli, późnej nocy, Jacob nie mógł spać. Za oknem co prawda było jeszcze ciemno, jednak wiedział, że wkrótce zacznie się rozjaśniać. Wygrzebał się spod kołdry i usiadłszy przy biurku, zapalił żółtą lampkę. Gapiąc się tak w ścianę przed sobą i stukając ołówkiem wspominał dzisiejszy dzień. Nie był zbyt zmęczony. W końcu ciężko być zmęczony po jednej lekcji i to w dodatku tak nudnej, że można się było na niej bez problemów zdrzemnąć. Pod Transmutacją dla początkujących i Standardową księgą zaklęć dostrzegł mały dziennik w żółto-czarne paski. Był to prezent od ojca. Według niego wszystko, co zapiszę na kartkach tego dziennika, będzie możliwe do odczytania tylko i wyłączni przeze mnie. Pomyślałem, czemu nie? Wyciągając ze swojego plecaka orle pióro i kałamarz. Zamoczył w nim końcówkę pióra i zaczął skrobać...*

 ***

Cześć! Jestem Jacob Tom Evans, czarodziej półkrwi, metamorfomag. Urodziłem się 1 kwietnia 1994 roku w Krakowie. Moja matka jest mugolem, ojciec czarodziejem czystej krwi i jak się pewnie już domyślacie, to po nim odziedziczyłem zdolności metamorfomagiczne.

Nie jestem wysoki, posiadam tylko 176 cm, jednak wzrost ten całkowicie mi odpowiada. Szczupły, słabo umięśniony. Malutki nos i średnie, jasnobłękitne oczy. Zazwyczaj to właśnie do nich dopasowuję swoją błękitną, krótko ściętą fryzurę, która sterczy mi na wszystkie strony. Mam strasznie długie palce, to po tacie. On też takie ma. Właściwie to urodę całą mam po tacie. Od mamy trafiła się raczej większa część charakteru, niestety tego mniej fajnego. Jestem wesołym chłopakiem, co w sumie nie trudno zauważyć po ubiorze. Uwielbiam ubierać się w różne kolory, najlepiej jeszcze, żeby były jaskrawe. No i nie zapominajmy o mojej ulubionej czapce z daszkiem! Na nogach to tylko i wyłącznie trampki. No i warto również wspomnieć o moim nierozłącznym towarzyszu: żółto-czarnym plecaczku!

Od małego byłem niesfornym bachorem, które nieprzerwanie poszukiwało nowych wyzwań i przygód. Pakowałem się przez to w masę kłopotów - a to poparzony nowym grillem sąsiada, z którego za zadanie dałem sobie zwędzić kilka kiełbasek, a to spadłem z drzewa, na które chciałem się wspiąć. Wiecie, takie dziecięce zabawy. Na ogół jestem przyjacielskim chłopakiem, skłonny pomóc w potrzebie nawet wrogowi. Uczciwy, lojalny, spokojny, skromny no i trochę wstydliwy, jeśli chodzi o dziewczyny.

***

*Zbliżało się w pół do szóstej nad ranem. Oczy zaczęły mu się już kleić. To pisanie całkowicie wyssało z niego siły. Zamknął kałamarz i odłożył pióro. Dziennik schował do swojego plecaka, w którym miał już zapakowany podręcznik do astronomii. Starając się nie budzić nikogo w dormitorium, położył się do swojego łóżka z baldachimem, pogrążając się w śnie z myślą o tym, aby po przebudzeniu opisać jak czuł się, kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem i pójdzie do magicznej szkoły...*