*Wracał korytarzem lekko zmęczony z miotłą pod pachą. Drugą ręką ciągnął kufer ze sprzętem do Quidditcha, którego i tak nie używali na treningu. Doszedł w końcu do gabinetu profesora od latania. Stanął przed nimi i przełykając głośno ślinę zapukał trzy razy. Nikt nie otwierał. Ponownie zapukał w drzwi. Kiedy po trzykrotnym pukaniu profesor Tonks nie otworzył drzwi, chłopak pomyślał, że profesor latania przesiaduje w gabinecie dyrekcji, albo załatwia jakieś sprawy szkolne. Nacisnął więc klamkę i popchnął drzwi, które ku jego zaskoczeniu otworzyły się. Rozejrzał się po korytarzu i nie dostrzegłszy żadnej żywej duszy, wrzucił niedbale kufer do środka i udał się ponownie na boisko, tym razem na lekcje latania.*
*Wchodząc na murawę boiska poczuł ten sam ciepły wiaterek, co na treningu. Widząc profesora i kilkunastu uczniów, ruszył w ich kierunku. Nie zajęło mu długo wdrapanie się na trybuny. Było dość ciasno, na szczęście wszyscy się zmieścili. Jacob rozglądał się bo ogromnym boisku i podziwiał jak jest idealnie ulokowane oraz zbudowane. Oczywiście ciągle słuchał profesora. Był zafascynowany lekcją, mimo, iż odbywały sie tylko pogaduchy odnośnie quidditcha. Profesor wydawał się lekko... ostry.*
*Niestety lekcje Obrony Przed Czarną Magią odwołano, więc dalej siedzieliśmy na trybunach szkolnego boiska. Na drugiej lekcji latania omawiali przepisy w quidditchu. Puchon doskonale pamiętał ten temat, kiedy wykładała go profesor Kari, więc nie miał większych problemów.*
*Po wszystkich lekcjach wracał już do piwnicy Hufflepuffu, gdzie siadając w fotelu przy kominku relaksował się po ciężkim dniu.*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz