*Jacob otworzył oczy i nie musząc się rozglądać już wiedział, gdzie się znajduje - to Skrzydło Szpitalne. Tyłek bolał go bardzo od upadku. Spojrzał na kalendarz - był szesnasty marca, więc spędził tu cały wczorajszy dzień. Oznaczało to ominęła go lekcja Astronomii z profesorem Sullivanem. Czas leciał nieubłaganie. Zbliżały się piątkowe lekcje, więc nie pytając o pozwolenie szkolnej pielęgniarki, uciekł z łóżka do swojego dormitorium, aby przeprać się w świeże ciuszki i ze swoim zaje*istym plecaczkiem powędrować na lekcje.*
***
*W sali lekcyjnej, gdzie miał transmutację, usiadł w ławce przed Behati. Profesor Adderly pochwaliła go już na samym wejściu za wspaniałą pracę domową, za którą dostał oczywiście Wybitny. Na początku lekcji został też przepytany i kolejny Wybitny na jego koncie. Jak tak dalej pójdzie, to ukończy transmutację w klasie pierwszej ze średnią 6.0. Dowiedział się też od Behati, że wczoraj na wieży astronomicznej był tylko jeden uczeń, więc lekcja się nie odbyła. Lekcja wróżbiarstwa w sumie nie przypadła chłopakowi do gustu. Niezbyt interesowały do jakieś tam różdżki saksońskie.*
***
*Puchon wybrał jasnobrązową i czarną sowę. Z kieszeni kurtki wyciągnął dwa niewielkie zwitki pergaminów i dając je brązowej sówce powiedział do niej tylko "Sandy". Sowa rozłożyła skrzydła i wyleciała z sowiarni w bliżej nieokreślonym kierunku. Z drugiej kieszeni wyjął znacznie większy stosik notatek, więc musiał je przywiązać do sowy. Kiedy już to zrobił, szepnął do niej "Anne", a ta tak samo jak jej poprzedniczka, wyleciała z sowiarni. Jacob chwilę popatrzył za nią, po czym udał się do miękkiego łóżka dormitorium chłopców.*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz