sobota, 3 marca 2012

Pierwszy tydzień; zebranie domu

*Mimo późnej pory, Jacob postanowił wyjść na błonia w celu przewietrzenia się. Był nieco zdenerwowany sytuacją, która zaszła na zebraniu domu. Bardzo marzyło mu się zostanie prefektem domu, jednak opiekunka nie wybrała go na prefekta. No ale nie się co dziwić. W końcu Jacob jest tylko uczniem klasy pierwszej. W sumie nie spodziewał się niczego innego, jednak i tak był strasznie zawiedziony. Zatrzymał się przed jeziorem. Podniósł kamień leżący obok lewego buta i cisnął nim w gładką taflę jeziora, którą rozświetlał wysoko zawieszony księżyc. Siadł przy nim po turecku, wyjął swój dziennik i swój nowy zakup, pióro nie potrzebujące atramentu i zaczął bazgrać...*

***

Pierwszy tydzień minął całkiem spokojnie. Lekcje jedne ciekawsze, drugie mniej.

Pierwszą lekcją w tym roku szkolnym było latanie, które od samego początku już bardzo mi się spodobało, mimo samej lekcji organizacyjnej. Być może na moją decyzje wpłynęło również to, że w tygodniu mamy dwie lekcje latania - teoretyczną i praktyczną. Ach, już nie mogę się doczekać, aby dosiąść miotły i odbić się od ziemi. Dać ponieść się wiatru... Lekcje spoko, bardzo mi się podobały, nie mam na co narzekać. Irytująca lekko było tylko Julka, ale jakoś to przeżyłem. profesor Cahill- opiekunka Ravenclawu, wydaje się być osobą konsekwentną w swoich działaniach.

Zaklęcia i Uroki były nie mniej ciekawe. Tym bardziej, że z opiekunem domu. Profesor Carft jest bardzo wesołą nauczycielką. Jej porównania i podejście do przedmiotu na wielu twarzach wywołały chyba uśmiech. Przedmiot jak najbardziej pozytywny.

Ostatnią poniedziałkową lekcją były Magiczne Stworzenia z profesor Vanya, na którą jak już się zorientowałem, wołają Wanna. Co prawda lekcja tylko organizacyjna, aczkolwiek wydaje się, że będzie to przedmiot dość łatwy i luźny.

Niestety wtorek nie zaczął się fajnie. Profesor DeuMus nie przybył na lekcje, co skutkowało zastępstwem. Zamiast Obrony przed Czarną Magią mieliśmy Wywary i Trucizny. 25 minut zapoznawania się z regulaminem i rozmawiania w ponurym lochu ze znajomymi. Lekcja niezbyt ciekawa, no ale co poradzić.

Praktyczna lekcja latania była niesamowita! Nauczyliśmy się dosiadać miotły (czyt. ustawiać ICeQ 5.05 i autozmianę) i omówiliśmy pozycję szukającego. Mam nadzieję, że za tydzień skończymy zawodników, aby za dwa tygodnie zagrać!

Magiczne Zioła i Rośliny raczej nudne w tym tygodniu. Sama lekcja organizacyjna. No ale może profesor Brian zrobi nam kółko z zielarstwa. Im więcej zajęć, tym więcej punktów.

Środowe Wywary i Trucizny już podobały mi się bardziej, niż te wtorkowe. W końcu jakaś normalna lekcja. Co prawda w większości był to monolog profesora, no ale już jakaś wiedza jest wchłonięta. Widać, że profesor Farrow wie, co wykłada.

Czwartkowa astronomia w sumie mnie lekko zszokowała. Po doświadczeniach z tym przedmiotem sądziłem, że nie będzie on należał do moich ulubionych. Po lekcji z profesorem Sullivanem nieco mi się zmieniło. A nawiasem mówiąc, profesor Sullvian nie wydaje się być tak ostry, jak to się mówi.

W piątek zaczęliśmy transmutacją. Różdżka aż rwała mi się do rzucania tego rodzaju czarów. Początkowo trochę gorąco, no ale nie ma co się dziwić. Ciągłe rzucanie "xD" przez profesor Adderly i mnie doprowadzało mnie do szału.

Ostatnią lekcją w tym tygodniu było wróżbiarstwo. To chyba będzie mój ulubiony przedmiot, który z pewnością będę kontynuował w klasie trzeciej. Ba! Mam nawet ochotę iść na profil wróżbiarski. Klasa pierwsza, w odróżnieniu od starszych uczniów, miała lekcje z profesor Lenghton. Nauczycielka bardzo wyluzowana, z pasją. Co prawda początkowo nic ciekawego, jednak mam nadzieję, że będzie lepiej na kolejnych zajęciach.

Najciekawsza lekcja: Latanie
Najzabawniejsza lekcja: Zaklęcia i Uroki
Najnudniejsza lekcja: Magiczne Zioła i Rośliny
Najluźniejsza lekcja: Magiczne Stworzenia
Najostrzejsza lekcja: Transmutacja

***

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie moment - zebranie domu, na którym miało się odbyć wybranie prefekta domu i kapitana drużyny quidditcha. Zebranie rozpoczęło się tak, jak to zostało napisane na pergaminie przypiętym do korkowej tablicy w pokoju wspólnym, o 19:45. Tłumów to nie było, ale to tylko na moją korzyść. Właściwie z mojego roku byłem tylko ja i Julka. Z klasy drugiej Michael, Martin, Chace i Emily. Brakowało tylko Cedrica. Ustaliliśmy prefektów i kapitanów. Pogadaliśmy trochę o quidditchu, zdobywaniu punktów, regulaminami... Takie tam pierdółki, wiecie. Ogólnie chyba na lepszego opiekuna trafić nie mogliśmy. A i Puchoni są świetni.

***

*Ze strony zamku dobiegł go znajomy głos. Rozpoznał go - był to głos jego opiekunki domu, profesor Carft. Jacob szybko wrzucił dziennik i pióro do plecaka, po czym wstał i obserwował zbliżającą się postać profesor Carft, która wrzeszczała na całe błonia. Chłopak był na siebie bardzo kur*iony o to, że wyszedł o tak późnej porze i do tego dał się przyłapać opiekunowi domu! Kiedy profesor Carft była już na tyle blisko, że Puchon mógł dostrzec wyraz jej twarzy, odważył się spojrzeć jej prosto w oczy i ku jego zdumieniu, uśmiechała się. Profesor Carft tłumaczyła się, że pomyliła mnie z pewnym Ślizgonem z trzeciej klasy, który lubi tu i ówdzie zabawiać się ze swoimi koleżankami. Opiekunka nakazała uczniowi natychmiast wracać do dormitorium. Chłopak nie widział powodu, żeby wdawać się w nią w rozmowę, więc czym prędzej udał się w kierunku zamku, czując na plecach jej spojrzenie.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz