piątek, 9 marca 2012

Weekend

*Poranek w dormitorium był dość zimny mimo rozpalonego przez skrzaty domowe znajdującego się tu piecyka. Jacob długo leżał pod szachowaną kołdrą, jednak w końcu głód stał się tak silny, że musiał wstać. Przeczesał błękitne włosy dłonią i ubrał się. Przed wyjściem z dormitorium zerknął jeszcze przez okno, które wychodziło na powstały w zeszłym roku stadion quidditcha. To już dzisiaj miał odbyć się nabór do drużyny. Przechodząc przez pokój wspólny rzucił ogólne "Cześć" i wyszedł na śniadanie.*

***

*Po śniadaniu Jacob od razu wrócił do pokoju wspólnego w dobrym humorze, ponieważ Puchoni ciągle przodowali w Rankingu Domów i to prawie stu punktową przewagą. Dzisiaj mijał termin nadsyłania pracy o powstaniu szkoły. Opowiadanie było prawie ukończone. Przez noc wpadło mu nawet wiele bardzo ciekawych pomysłów. Magiczne Zioła i Rośliny oddane wczoraj, więc priorytetem po konkursie będzie astronomia, na odrobienie której miał już tylko dwa dni. No i zostanie jeszcze konkurs z Zaklęć i Uroków oraz zadanie dodatkowe z Wywarów i Trucizn. Ale akurat to nie powinno sprawić mu problemu. Lubił wymyślać opowiadania, więc nie powinien mieć z tym najmniejszego problemu. Usiadł na dywanie przed kominkiem i napisał zakończenie swojej historii o powstaniu szkoły.*


Za oknami było już ciemno. Siwy czarodziej w podeszłym wieku siedział przy stole w bibliotece przy zapalonej świecy. Zamknął dziennik i odłożył orle pióro. Wziął łyk herbaty ze szkarłatnej szklanki, przyglądając się jeszcze ciemnobrązowej okładce, na której wygrawerowane było złotymi literami „Soleil Fungus - dziennik autobiograficzny”, po czym wstał zabierając książkę ze sobą. Podążył do działu S105, gdzie pomiędzy książki wsadził swój własny dziennik autobiograficzny, a następnie udał się do swojego gabinetu, aby przekazać władzę nad szkołą kolejnym pokoleniom czarodziejów...

***

*Pięć minut po w pół do siódmej chłopak stał już pod salą lekcyjną. Tak jak i poprzednio, tak i teraz jego różdżka aż wyrywała się do rzucania zaklęć. W końcu w tym się specjalizowała. Lekcja minęła spokojnie, trochę punktów zarobionych. W sumie transmutacja nie jest taka trudna póki co. Z kolei profesor Lenghton była dzisiaj nieobecna, w związku z tym profesor Farrow próbował przeprowadzić zastępstwo. Nie czuł się chyba najlepiej, z tego co zauważył Puchon.*

*Zaraz po lekcjach Jacob pobiegł na stadion, gdzie odbywał się nabór do drużyny quidditcha Hufflepuffu. Kiedy tylko wszedł na murawę stadionu, pomachał kolegom i od razu dosiadł pierwszej miotły, jaką miał pod ręką. Szkolne wyposażenie nie było może najlepsze, ale uczucie wznoszenia się i wiatru we włosach było wspaniałe. Bardzo tęsknił za swoim Nimbusem 2001. Na początek Michael przywitał Puchonów i podzielił ich według pozycji. Oczywiście z powodu braku zawodników Jacobowi przypadła pozycja ścigającego. Jednak miał nadzieję, że to się zmieni jeszcze, gdyż nie wszyscy zainteresowani Puchoni zjawili się na spotkaniu. Chłopak miał jednak nadzieję, że w razie czego z każdym treningiem będzie coraz lepszym ścigającym. Jacob nie był zadowolony z treningu. Właściwie poza ustaleniem pozycji oraz krótkich i chaotycznych ćwiczeń nic go nie zaskoczyło. Czuł niedosyt.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz